środa, 19 lutego 2014

Bon Scott forever alive in our heart!

Hej. Dzisiaj jest 19 luty. Niby kolejny zwykły dzień, a mimo to dla wielu ludzi na świecie jest to dzień , kiedy napadają ich refleksje, czemu on? Otóż 34 lata temu umarł Bon Scott genialny wokalista AC/DC. Trudno mi o tym nie wspomnieć, gdyż dla całego zespołu posiadam olbrzymi szacunek i w dodatku, jakby nie patrzeć jestem ich zagorzałą fanką. Ten post chciałam poświęcić pamięci Bona. Przybliżę odrobinę jego życiorys. Urodził się w Szkocji w miejscowości Kirriemuir . Naprawdę nazywał się Ronald Belford Scott . W wieku 6 lat przeniósł się do Australii. Z muzyką po raz pierwszy zetknął się podczas nauki gry na perkusji. Później rzucił szkołę i miał na koncie pewne wykroczenia prawne. Był w poprawczaku. Jednak muzyka powodowała, że stawał się lepszym człowiekiem. I tak w  wieku 18 lat założył zespół The Spektors , gdzie występował jako perkusista, czasami jako wokalista. Następnie był zespół The Valentines. Wtedy też poznał Georga Young'a , czyli starszego brata Angusa i Malcolma ( założycieli AC/DC). The Valentines rozpadło się , a Scott dołączył do grupy Fraternity , jako wokalista. Bon otarł się o śmierć podczas poważnego wypadku motocyklowego, po  którym zapadł w śpiączkę na kilka miesięcy. Fraternity się rozpadło. A Bon został kierowcą i ciułał na życie, aż do 1974 kiedy poznał Angusa i Malcolma oraz resztę członków już istniejącego AC/DC . Scott chciał zostać perkusistą w AC/DC, ale bracia Young stwierdzili, że potrzebują go na wokalistę (planowali wyrzucenie Dave Evansa , dotychczasowego wokalisty). Dzięki nowemu wokaliście zespół odnosił coraz większe sukcesy, a w 1979 wyszedł album "Highway to Hell" , dzięki któremu AC/DC znajdowało się w czołówkach zespołów tego gatunku. Bon Scott żył szybko, umarł młodo. Nadmiar alkoholu, branie narkotyków... To musiało się źle skończyć. 19 lutego 1980 po ostrej imprezie w londyńskim klubie Bon zasnął w samochodzie, gdzie rano znalazł go nieżywego jego kolega. Przyczyną zgonu było zadławienie się wymiocinami z powodu zatrucia alkoholem. Oczywiście krążyły różnego rodzaju domniemania co do przyczyn śmierci. Jednak sama śmierć bardzo wstrząsnęła całym AC/DC. Prawie by zostało rozwiązane, lecz członkowie, jednomyślnie stwierdzili , że przecież, nie tego chciał Bon. Album Back in Black już z Brainem Jonhsonem , został nagrany w hołdzie zmarłemu wokaliście.
Może Bona Scotta nie ma już tu z nami , na Ziemii, ale on nadal istnieje w naszych sercach. Jest jakby obecny duchem w każdej piosence AC/DC. Pamiętajmy o ludziach, którzy odeszli tak młodo. Bon miał dopiero 33 lata.


5 komentarzy:

  1. tez bardzo lubie ten zespol, szkoda ze tacy ludzie nie zyc w XXI wieku, a nie ze wiekszosc muzyki jej wcale nie przypomina :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam nigdy o tym zespole :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JAPIERDOLEBOSZETYMBARKZASTRZELMNIE

      Usuń
    2. Pif Paf i już nie żyjesz :P Też się lekko zdziwiłam, że o AC/DC się nie słyszało... Jakby nie patrzeć to żywa legenda *.*

      Usuń
  3. Bon Scott miał niesamowity głos, szkoda, że tak krótko żył.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za każdy komentarz! <3
Zawsze się odwdzięczam :3

Obserwatorzy